Bezsenność |
![]() |
Autor: Reju | |
12.08.2007. | |
Różnobarwne promienie słońca rozszczepiające się wśród chmur, załamujące na ociekającej kroplami deszczu szybie. Musi być dość wcześnie. Nienazwane miejsce, nie do końca jestem pewien gdzie się znajduję. Przecieram zmęczone po nieprzespanej nocy oczy. Nieprzytomne zmysły nie nadążają z rejestrowaniem tej niezwykłej atmosfery. Tak właśnie musi wyglądać raj wspinaczkowego nieba.
Nadwyrężone oczy otwarte ponownie. Wszechobecna, czujnie nastrajająca przepaść. Skalny ocean przytłacza mnie swym ogromem. Zagadkowa cisza przecinana jedynie hukiem kamieni roztrzaskujących się o piargi zdaje się wróżyć coś złowrogiego. Oczy i zmysły już rejestrują znacznie więcej. Umysł napędzany burzą adrenaliny. Ruchy dość płynne pozwalają na stopniowe przesuwanie się w górę. Mikroskopijne chwyty dają jedynie złudzenie bezpieczeństwa. Z trudem utrzymuję równowagę. Nogi w przedziwnym tańcu dają znać o narastającym zmęczeniu. Nie, tutaj nie mogę odpaść ! Próbuję wykrzesać z siebie resztki sił. Przez rozgorączkowaną głowę jak w gigantycznym kalejdoskopie kolejno przepływają nienazwane twarze ludzi spotkanych w górach jak i tych w dolinach. Ich wesołe i smutne historie. Grymas bólu na twarzy. Niezliczone miejsca, czas w nich zostawiony, chyba nie zmarnowany. Setki metrów pionowych wyzwań. Czujne ruchy, ostatnia wpinka, stanowisko, upragniony odpoczynek. Natłok myśli. Szlag by to trafił, przeklinam siebie w duchu, jak ja się tu znalazłem. Rzeczywistość miesza się z fikcją. Toniemy w dzikości natury. Partner zdaje się rozumieć mnie bez słów . W górach słowa są zbędne, nie pasują do całej tej magicznej układanki. Ściana wchłania nas coraz bardziej. Co kazało mi pchać się w tę przepaść bez dna - uporczywe myśli nie dają za wygraną. Niekończące się wyciągi, skatowane palce, wyostrzone zmysły samozachowawcze. Droga trzyma w swych objęciach do samego końca, jakby zazdrosna o swe tajemnice. Już blok w każdym przelocie, już zniechęcenie i poczucie opuszczenia. Nagle wszystko sprowadza się do walki o każdy metr, do prostej chęci przetrwania. Otwieram oczy, stoję na szczycie. Jednak zazdrośnica pozwoliła raz jeszcze na skradnięcie sobie kilku ekstatycznych chwil. Na przeżycie czegoś z goła innego. Często tak bardzo trudnego do zrozumienia ale każącego próbować. Teraz jestem bliżej. Już nie patrzę za siebie. Uporczywe złe przeczucia zdają się jakby troszkę łagodniejsze. Następne ściany zajmują moje teraz już bardziej uporządkowane myśli zerkając ukradkiem zza pleców, kusząc swą niedostępnością.
Höllental, lipiec 2007 |
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|