2179 m n.p.m. |
![]() |
Redaktor: Jaco | |
14.06.2009. | |
Kilkanaście kroków i zadyszka… Znów kilkanaście i znów mała przerwa, aby złapać oddech. Tak dawno nie byłem w górach, że ostre podejście pod Kozią Przełęcz stanowi dla mnie wyzwanie. Brak odpowiedniego treningu wydolnościowego i pracy nad wytrzymałką zrobiły ze mnie łajzę.
Siedząc jeszcze w schronisku postawiłem sobie ambitny cel zdobycia południowej ściany Zamarłej Turni, ale teraz z każdym krokiem zaczynam znajdować coraz to lepsze uzasadnienia swojej ewentualnej rezygnacji. Przez większość poprzedniego dnia padało. Śnieg na przemian z deszczem. Dziś, co prawda poranek był słoneczny, ale już przed 9 szczyty naszych południowych sąsiadów zginęły gdzieś w ciemnych chmurach. W dodatku fakt, że jestem sam nie wpływa dobrze na moją psyche. Samotna wspinaczka przynajmniej dla mnie zawsze stanowi większe wyzwanie niż działanie w zespole. Nie ma do kogo się odezwać, nie możesz przedyskutować z kolegą sytuacji, podzielić się obawami. Myśli kotłują ci się w głowie. Podchodzę pod przełęcz. Słońca już dawno nie ma. Nade mną chmury, a na południu aż ciemno. Chyba nici ze wspinanie. Pod ściana widzę dwóch gości. Z daleka widać, że szykują się do góry. Pewnie wiedzą, co robią – pomyślałem. Na nowo nabieram ochoty na wspinaczkę. Przynajmniej wiem, że nie będę sam w ścianie. Podchodzę do nich. - Cześć! Gdzie idziecie? - No cześć. A chcemy zrobić taką kombinację, zobaczymy, co z tego wyjdzie. A ty? - Ja na klasyczną – odpowiedziałem pewnie jak bym nigdy nie wątpił czy w ogóle się w to pakować. - No to cieszymy się, że cię widzimy. To znaczy, że wspinanie się dzisiaj nie jest do końca takim głupim pomysłem jak nam się wydawało. – Po tych słowach mój entuzjazm trochę opada. Uśmiecham się tylko. - No to spotkamy się na górze. Pokażesz nam jak zejść. - No nie wiem czy się spotkamy. Zważywszy na to, że jestem sam to może mi to trochę więcej czasu zająć. Pewnie będziecie szybsi.
- No nie wiem. Ostatni raz w tatrach wspinałem się 10 lat temu. – Mój entuzjazm wywołany obecnością kolegów w ścianie opada ponownie jednak jak by na to nie patrzeć zawsze przyjemniej jest mieć kogoś w zasięgu wzroku. Nie za bardzo wypada mi się teraz rozmyślać, więc stanowczo podążam w kierunku wejścia w ścianę. Rozpoczynamy wspinaczkę nieomal równocześnie. Ja bardziej z prawej, oni jakieś 100m po mojej lewej. To, czego nie lubię podczas samotnej wspinaczki to uciążliwa asekuracja. Jest to dość skomplikowany i bardzo energochłonny proces. Praktycznie każdy wyciąg trzeba przebyć trzy razy. W dodatku, kiedy się jest na prowadzeniu to proces podawania sobie liny jest bardzo uciążliwy i niejednokrotnie staje się przed możliwością kilkunastometrowego lotu w razie odpadnięcia. Powoli posuwam się do góry. Wyciąg za wyciągiem. Faktycznie nie odstaję z czasem od chłopaków i praktycznie wspinamy się równolegle. Od jakiegoś czasu towarzyszy nam wzmożony wiatr. No i nie trzeba było długo czekać, aby coś przywiał. Mniej więcej w połowie wysokości ściany czarne chmury z południa znalazły się nad nami. Przez jakieś 15 min. stoimy przy stanowiskach obsypywani przez śnieg, który z czasem zamienia się w drobny deszczyk. Wiatr wzmaga się do tego stopnia, że podczas wspinaczki trzeba przeczekiwać ostre podmuchy, aby nie odpaść od ściany. Widzę, że chłopaki zaczynają się zbierać na dół. Trochę mnie to dziwi, bo do góry mają już bliżej niż na dół. Mimo odległości około 100m musimy do siebie wielokrotnie krzyczeć, aby się zrozumieć. Postanowili zjechać na dół i wrócić do schroniska, co w takim wypadku faktycznie było lepszym rozwiązanie. Ja jeszcze tego samego dnia zamierzałem zejść, do Zakopca dlatego dla mnie zdecydowanie lepszym rozwiązaniem było napierać do końca. Tak tez zrobiłem. W połowie przedostatniego wyciągu nawet przestało padać. Niestety mokra ściana i uciążliwa asekuracja złamały trochę moją psychę i z drogi V+ zrobiłem jakieś IV A0. Co znaczy tylko tyle, że w największych trudnościach spękałem i podciągnąłem się za ekspres wpięty do haka zamiast czysto wspinać się po skale. Reszta drogi minęła łatwo i przyjemnie. Rzadko wspinam się solo. Wspinaczka z partnerem jest dużo bardziej przyjemna, ale satysfakcję po solowym przejściu trudno przebić czymś innym. |
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|