O zimowym wspinaniu raz jeszcze. |
![]() |
Redaktor: Jaco | |
24.03.2011. | |
Tegoroczna zima w Tatrach przysporzyła tak dobrych warunków jakich od lat nie było. Oprócz ekipy w składzie Kuba, Heniek i Zygmunt w w górach zawitali również Daria i Jacek.
Wspólnie z małżonką rozpoczęliśmy zimowy pobyt w Tatrach 21 a zakończyliśmy 26 lutego. Zatrzymaliśmy się w Starym Schronisku w Morskim Oku gdzie co roku miejsce to zamienia się w zimowa bazę taternicka. W trakcie tego kilkudniowego pobytu trafiliśmy na wyśmienite warunki. Dzięki temu udało nam się pokonać kilka ciekawych dróg. Już sam początek wyjazdu okazał się dla nas szczęśliwy. Każdy wie jak nużąca i monotonna jest asfaltowa droga no M-Oka. Fakt że jechaliśmy na zimową wspinaczkę, wyposażeni w prowiant na 5 dni sprawił, że nasze wory były niemiłosiernie ciężkie. Przezornie zabraliśmy sanki aby część ładunku ciągnąc za sobą. Jednak już po około 1 km kiedy od niechcenia i bez wiary wyciągnąłem rękę z kciukiem skierowanym do góry niespodziewanie zatrzymało się auto TOPR-u i zabrało nas do samego schroniska. Tym sposobem na górze znaleźliśmy się dużo szybciej niż planowaliśmy. Ta nieoczekiwana oszczędność czasu i sił pozwoliła nam jeszcze na mały rekonesans tego dnia. ![]() Jako cel kolejnego dnia wybraliśmy sobie Kuluar Kurtyki (widoczny na zdjęciu). To ciekawa, czysto lodowa droga. Nie stwarza wielkich trudności technicznych (80-85st., WI 3-4, ok 100m) jednak to co nas zaskoczyło to bardzo twardy lód. Inny niż ten, do którego przyzwyczailiśmy się na Słowackim Raju. Silny mróz (-20st.) i brak cieknącej wody sprawił, że przy wkręcaniu śrub trzeba było się naprawdę przyłożyć. ![]() Piątek był ostatnim dniem naszego wspinania. Długo zastanawialiśmy się jaką drogę wybrać. Prawie od początku wyjazdu po głowie chodził nam jeden pomysł. Północna ściana MSW. Jest to największa ściana w polskich Tatrach. Przedstawia się imponująco i skupia na sobie wzrok wszystkich gapiów, którzy przychodzą nad Morskie Oko i obserwują prezentująca się panoramę. W grę wchodziła tylko jedna droga – Direttissima (na zdjęciu oznaczona na żółto). Inne były albo za łatwe albo za trudne. Mieliśmy to szczęście, że przed nami na tej drodze było niedawno kilka zespołów co po pierwsze dało szanse zapoznania się z wrażeniami innych, a po drugie dawało nadzieje, że przynajmniej cześć drogi będzie przetarta. 3:00 – dzwoni budzik. I tak już nie spałem. Świdrujące uczucie w żołądku sprawiało że tylko obracałem się z boku na bok. Schodzimy do kuchni. O tej godzinie jedzenie jakoś dziwnie grzęźnie w gardle. Wmuszamy w siebie trochę jedzenia i wychodzimy. Jest 4:10. Ciemno, mglisto i w dodatku prószy drobny śnieg. Prognozy nie były optymistyczne jednak już wczoraj zadecydowaliśmy że idziemy. Podejście do Małego Bandziocha to po prostu zasuwanie ostro pod górę. Na szczęście w przekopanym śniegu. Tuż nad nim piętrzy się pasmo skał. To Środkowy Bastion. Na szczycie Bandziocha odbijamy w prawy z trzech kominków przecinających bastion. Większa część tego kominka to również brodzenie w śniegu. Tutaj jest ono o tyle nieprzyjemne, że z góry co chwilę schodzą pyłówki i sporo śniegu ląduje za kołnierzem. Mnóstwo śniegu przelatuje również wzdłuż komina co daje niesamowite wrażenia jakby brodzenia w śnieżnej rzecze. Przy wyjściu zaczyna się robić pionowa w związku z czym wiążemy się liną, a w rękach dzierżymy ciupagi. Praktycznie dopiero od tego miejsca zaczyna się wspinaczka. Początkowo kilka progów śnieżno-lodowych poprzetykanych trawą. Później prosto do góry po twardym sprasowanym śniegu. Ostrze czekana wbite w taki śnieg daje niemal taką sama pewność jakby siedziało w lodzie. Wspaniałe uczucie wspinania do góry, na przednich zębach raków praktycznie bez większego wysiłku. Dodatkowo mniej więcej w tym momencie słońce zaczęło przebijać się przez chmury. Co prawda my w żadnym momencie drogi nie byliśmy w słońcu (północna ściana) jednak widok oświetlonych szczytów dokoła napawa optymizmem. Jacek |
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|