Austryjacki Dzwonnik |
![]() |
Redaktor: Jaco | |
01.04.2012. | |
Pomysł na tę górę od dłuższego czasu chodził po mojej głowie jednak z uwagi na ciągle pojawiające się alternatywne cele, a w głównej mierze brak konkretnego impulsu ciągle odkładany był na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Szczęśliwie się jednak złożyło że tematem zainteresował się ktoś jeszcze i wywołał impuls którego efektem był niedawny wyjazd do Tyrolu. Głównym pomysłodawcą był Heniu, który wraz z Kubą stworzył logistyczne zaplecze wyjazdu (Nores-team). Na imprezę załapałem się z Darią i Zygmuntem. Zapakowani w pięć osób do auta Kuby pomknęliśmy niemalże lotem błyskawicy w kierunku dolinki pod Grossglockner–em. W górach z uwagi na południową wystawę pojawiały się już zdecydowane akcenty wiosenne jednak zima nie opuściła jeszcze zupełnie tego miejsca. Podejście do schroniska na wysokości 2800m zajmuje nam kilka godzin i nie da się ukryć że pochłania spory zapas sił. Wieczór w schronisku spędzamy przy piwie pszenicznym omawiając plan na jutrzejszą akcję górską. Już w domu zdecydowaliśmy się podzielić ekipę i zaatakować górę z dwóch stron. Kuba, Heniu i Zygmunt zdecydowali się na klasyczną drogę (na zdjęciu czerwona) prowadzącą na szczyt wycenianą na około II stopień trudności wspinaczkowych. Głównie z uwagi na kilka progów skalnych w szczytowych partiach grani. Daria z Jackiem wybrali drogę przez grań Studlgrat (na zdjęciu żółta). To doskonale przygotowana droga wspinaczkowa o trudnościach III+ A0 miejscami przypominająca raczej viaferratę niż drogę wspinaczkowa z jaką mamy do czynienia chociażby w Tatrach. Pogoda w dniu wejścia na szczyt nie rozpieszczała. Niebo zaciągnięte było chmurami, śnieg sypał przez kilka godzin, kilka razy wiatr rozwiał chmury i pojawiło się słońce. W momentach tych można było zobaczyć niebieskie niebo i podziwiać widoki. Szczęśliwie jednak pogoda nie była najgorsza i ostatecznie sprzyjała wejściu na szczyt. Ekipa z drogi klasyczniej stanęła na wierzchołku nieco ponad godzinę wcześniej niż drużyna z grani. Wysokość prawie 3800m n.p.m. wpłynęła istotnie na spowolnienie zarówno jednych jak i drugich. Niemniej jednak wyjazd zakończył się pełnym sukcesem. Cała ekipa stanęła na szczycie. Wszyscy szczęśliwie tego samego dnia dotarli do schroniska, a następnego dnia zeszli do doliny skąd rozpoczęli powrót pędzącą strzałą do domu.
|
« poprzedni artykuł | następny artykuł » |
---|