Menu Content/Inhalt
Strona główna arrow Aktualności arrow Co na to zając?!
gości: 8231877
Co na to zając?! Drukuj
Redaktor: Jaco   
02.04.2013.

Brzuch mi pęka. Poluzuje pasek. Uff, od razu lepiej. No to może jeszcze skosztuję troszeczkę sałatki. W końcu gospodyni się napracowała. Dam radę. Powoli, kęs za kęsem. „Kochani, czas na deser” – rzekła entuzjastycznie babcia. Patrzę na nią błagalnym wzrokiem, potem na sernik, i jeszcze raz na babcię, … i nagle ratunek przybywa z samych niebios. „Patrzcie! Ale sypie”. - krzyczy wujek. Zainteresowanie babci i pozostałych biesiadujących skupiło się na wielkanocnym śniegu, który stopniowo pokrywał czarne ulice. Wiosna w pełni. Dziadek zmartwiony, bo jak teraz poradzą sobie bociany. A śmigus?! Jutro zamiast lania wodą dzieciaki będą się rzucać śnieżkami. Rok temu w lany poniedziałek otwieraliśmy sezon z liną w skałach. Ptaszki ćwierkały, a brzuchy malały! Brzuch, przez chwilę o nim zapomniałam. Siedzę taka zmęczona tym jedzeniem. Jacek spogląda na mnie,- po jego brzuchu wnioskuję, że też ma już dość- i pyta niepewnie: a może jutro na skitury?

 


 

6.00. pobudka, szybkie śniadanie (tak, czuliśmy rano głód), pakowanie i w drogę! Ciągnęliśmy się powoli naszym powozem przez białe drogi oraz z powodu wzmożonego ruchu, spowodowanego przez niedzielnych kierowców.

W końcu dotarliśmy na miejsce. W chmurach czekała na nas Biskupia Kopa (889 m n.p.m.). Dla naszych czeskich sąsiadów Biskupska Kupa :) Jest to najwyższy szczyt Gór Opawskich, oraz najwyższe wzniesienie województwa opolskiego. Przez szczyt przebiega granica polsko-czeska. Góra zaliczana jest do Korony Gór Polskich. To tyle z ciekawostek.

Ruszyliśmy. Droga do góry zaczynała się „lajtowo”, momentami wręcz płasko. Później robiło się wymagająco. Narzuciliśmy sobie z Jackiem szybkie tempo, tak więc do schroniska dotarliśmy zlani potem. Miły świąteczny spacer jakby mogło się wydawać jednak zaczął się nieprzyjemnie. Gdy rozpoczęliśmy podchodzenie, po jakiś pierwszych 200 metrach zaczęłam czuć nieprzyjemne pieczenie stóp. Po kolejnych 200 metrach wiedziałam już, że są to odciski. Gigantyczne odciski! Jacek równie jak ja toczył walkę z pieczeniem i kuciem stóp przy każdym kroku. Pierwszy raz spotyka nas taka historia. Różne hipotezy padały: może za cienkie skarpetki mieliśmy, a może za gorąco było i stopy się zaparzyły, a może….  Dużo tego może było, a odpowiedzi nie ma. I tak oto mieliśmy drogę krzyżową po sam szczyt. Opracowałam nawet nową technikę podchodzenia na piętach.

Na szczycie chwila restu, sesja zdjęciowa z wielkanocnym zającem i w końcu na dół. Mój pierwszy zjazd poza stokiem. Szaleństwo i radość. Jacek sunie z góry niczym struś pędziwiatr i wyprzedza mnie na zakręcie. Szalony! Doganiam go. Ale trzeba już zwolnić. Trasa coraz węższa, i na turystów trzeba uważać. Powoli dojeżdżamy do samego auta. Wieczorem podziwiałam moje wielkie pęcherze na stopach. Byłam z siebie dumna, że dałam radę. Niestety piętowa technika chodzenia towarzyszyła nam do końca dnia.

Daria

 


 

 
« poprzedni artykuł   następny artykuł »

Uwaga! Sporty propagowane na łamach www.ZAWRAT.Kluczbork.pl mogą być niebezpieczne dla zdrowia i życia.
Klub nie bierze żadnej odpowiedzialności za ewentualne wypadki zaistniałe podczas ich uprawiania.